#1 2012-02-01 21:16:31

Tyr

Administrator

Zarejestrowany: 2012-01-13
Posty: 31
Punktów :   

Seria Owoc

Porzucony jak pies


Bardzo dobrze pamiętam ten dzień, chociaż byłem jeszcze szkrabem. Jechałem wtedy powozem do najbliższego miasta. Potwory… bestie, których nazywałem rodzicami wyrzucili mnie z powozu! Poczułem się jak niechciany pies, jak śmieć. Nie wiem jak długo płakałem.
Dzięki mojemu sprytowi udało mi się przeżyć. Kradłem wodę i  kury z pobliskiej wioski, znalazłem nawet opuszczoną chatę, w której mogłem mieszkać. W końcu wieśniacy dowiedzieli się kto podkrada ich dobra. Chcieli mi popalić, wygonić tego małego szkodnika. Dlaczego wciąż jestem traktowany jak zwierzę? W sumie, mniejsza o to, przejdźmy do opisu ich zemsty. Postanowili spalić moją chatę w nocy, gdy spałem. Może by im się to udało, gdybym się w ostatniej chwili nie obudził. Porządnie już zatruty dymem wydostałem się z płonącego więzienia. Teraz została tylko jedna droga. Nie wiem dlaczego, ale uważałem miasto za azyl, póki do niego nie wszedłem. Ci wszyscy ludzie, brudne uliczki i nieprzyjazne twarze. Tutaj czuję się jeszcze mniejszy niż jestem. W nocy nie ma już takich problemów, mało kto chodzi po ulicach, a siano jest w miarę wygodne i można bez problemu w nim spać. W końcu nastał TEN dzień. Obudziłem się jak zwykle i poszedłem na targ. Człowiek chce żyć i przystosowuje się do warunków. Ja też tak miałem, nauczyłem się kraść tak, że sprzedawca nawet tego nie zauważy. Gdy zabierałem już arbuza ze stoiska i cieszyłem się w duchu, że zjem taką słodkość z jednej z ciemnych uliczek rozległ się głos.
-Gdzie się wybierasz z tym arbuzem chłopcze?
-Nie pana sprawa.
-Uuu, masz cięty język, ale nie martw się, jestem swój.
-Nie jesteś handlarzem, ani jednym ze strażników?
-A wyglądam ci na takiego?
-No w zasadzie to… tak.
-Haha! Mądry chłopak. Nie jestem jednym z nich, masz moje słowo.  Tak naprawdę to kiedyś byłem taki sam jak ty. Chodź.
Szedłem za nim mimowolnie. Po prostu jakaś niewidzialna siła ciągnęła mnie za tym kolesiem. Był bardzo osobliwy, ale wiedziałem, że może mi pomóc… może przerwać ciąg nieszczęśliwych wydarzeń ostatnich lat.
Gdy szliśmy koło rzeki płynącej przez miasto zauważyłem jego odbicie. To było już bardzo dziwne. Jego odbicie miało twarz chłopca z takimi samymi zabłąkanymi oczami jak ja mam. Mrugnąłem i nie widziałem tego więcej. Nie chciałem się o to pytać, bo wyszedł bym na świra, po prostu mi się przywidziało. Wyszliśmy trochę za mury miasta. Nieznajomy zaprowadził mnie do ogromnej posiadłości. Była trochę… straszna. Wiecie, był to jeden z tych starych dworków z czarnymi, obrośniętymi bluszczem kolumnami i cmentarzem z tyłu domu.
-Tak w ogóle to jak masz na imię?
Spytał mnie nieznajomy.
-Ja… ja nie wiem.
-Rozumiem… moje imię to  Patrick, Patrick Evans. A ty od teraz będziesz Owoc.
-Owoc? Dlaczego??
-Poznałem cię właśnie dzięki arbuzowi.
-No, nawet ładnie to brzmi, nie? Niech będzie Owoc.
W domu czekało mnie zaskoczenie. Było tam naprawdę fajnie. Powitał mnie lokaj i gosposia Patricka.
-Owocku…
Nie lubiłem gdy Patrick tak do mnie mówił, ale co tam…
-Co chcesz?
-Jak coś to lepiej nie zapuszczaj się na cmentarz przy domu, moi dziadkowie mogą się obrazić.
-Jasne, nie ma problemu.
Przez parę dni żyło mi się spokojnie. W końcu gosposia poprosiła mnie o przysługę. W mieście odbywały się ,,dni wolnego targu”, miałem kupić parę rzeczy niezbędnych do domu. Podszedłem do tego wyzwania poważnie, bo od początku mojego pobytu tutaj byłem jedynie ciężarem, a oni byli tacy dobrzy i mnie przygarnęli. Gdy przechodziłem przez most napadli mnie ONI. Wzięli się znikąd, jeden z nich sztyletem przeciął mi mieszek.
-Ha! Ciężki ten mieszek, przyda nam się gotówka. Dzięki chłopczyku.
-Zostaw to!
-Bo co?
Nie wiedziałem co powiedzieć, a goście odeszli. Jeden z nich wykrzyczał zza ramienia:
-Nie mów o tym nikomu, ani nie szukaj nas, bo stracisz głowę.
Było mi strasznie głupio, nie chciałem wracać do nowego domu. Szlajałem się po okolicy aż do wieczora, nawet nie wiem po co. Gdy zrobiłem się zimno przełamałem honor i postanowiłem wrócić.
Opowiedziałem wszystkim o tym zdarzeniu.
-Nawet nie mogłem się bronić…
-Patrick, mógłbyś?...
-Tak. Słuchaj Owocku, nauczę cię wszystkiego co wiem o szermierce i samoobronie, nie chcemy cię stracić.
Ucieszyłem się, całą noc nie mogłem spać, myślałem tylko o treningu.
Będę się przykładał!
Około północy przyśnił  mi się dziwny sen. Ktoś jakby wołał mnie i zapraszał na cmentarz. Wstałem i ubrałem się. Przypomniały mi się słowa Patricka, ale ciekawość była za silna. Wybrałem się w miejsce pochówku rodziny Patricka. Były tam trzy groby… imię i nazwisko na środkowym było wyryte dość wyraźnie. Brzmiało one:
Patrick Evans.
Nagle zrobiło mi się bardzo zimno, do mojego ucha dobiegł przytłumiony głos.
-No to mnie odkryłeś… Owocku.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.allinone.pun.pl www.narutofan.pun.pl www.pedagogikawnow.pun.pl www.neuroshima-pbf.pun.pl www.javagsm.pun.pl